Raz w roku w grudniu jeżdżę na mój ulubiony
konwent – Nordcon. Zazwyczaj cały czas spędzam tam siedząc w sali z
planszówkami (wyjątek stanowi turniej piłkarzyków :-) ). Wybór
tytułów jest zwykle ogromny, a że impreza ma zacnych planszówkowych sponsorów,
to i nowości jest sporo.
Chciałam się z Wami podzielić wrażeniami z
gier, w które miałam okazję zagrać podczas ostatniego Nordconu. Część z nich
jest nowa, część niekoniecznie, ale ja miałam okazję zagrać w nie po raz
pierwszy. Każdy akapit to jedna gra, więc nie ma potrzeby czytania wszystkiego –
można sobie poskakać po tytułach ;-)
Jak tylko dojechałam na miejsce i weszłam do
sali, to zaraz zostałam zaciągnięta do stołu z „Nemesisem”. Jest to polska gra
stworzona przez Adama Kwapińskiego (znanego choćby z „Herosów”), która fundusze
zbierała, i to z ogromnym powodzeniem, na Kickstarterze (https://www.kickstarter.com/projects/awakenrealms/nemesis-board-game).
Całość jest osadzona w klimacie filmu „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. Lecimy
statkiem, budzimy się z hibernacji i widzimy, że dzieje się coś złego, a jeden
z członków załogi nie żyje. Całość – klimat, figurki to absolutny „Obcy”,
aczkolwiek nie jest to gra na licencji więc trzeba sobie pewne rzeczy
dopowiedzieć ;-). „Nemesis” to gra semikooperacyjna – aby wygrać, należy
zrealizować swój indywidualny (tajny) cel. Prawdą jest to, że każdy z graczy
aby wygrać musi przeżyć, a o to w grze niełatwo, więc najpierw należy skupić
się na współpracy, a później na własnych interesach. Cele są ciekawe, bo
niektóre wymagają rzeczy pozytywnych – zbadania próbek Obcych w laboratorium czy
po prostu szczęśliwego powrotu na Ziemię, a inne robią z nas „zdrajców”,
zmuszając nas do psucia silnika, zmian koordynatów lotu czy czekania aż inni
wyzioną ducha. Gra jest megaklimatyczna, chodzimy po statku, naprawiamy
pomieszczenia, a wszystko w atmosferze zagrożenia i wzajemnej podejrzliwości. Wygrać
nie jest łatwo, zwłaszcza, że posiadanie tak różnych celów sprawia, że
współpraca układa się topornie. Udało mi się być jedną z dwóch osób, które w
ciągu całego Nordconu zrealizowały cel i odniosły zwycięstwo więc satysfakcję
mam sporą ;-) Grałam dwa razy w pełnym składzie, nie wiem ile frajdy jest w
mniejszym gronie, ale jeżeli lubicie gry z klimatem, a filmy o Obcym to Wasza
ulubiona dobranocka, to nie wahajcie się – kupujcie (o co chwilowo trudno) i
grajcie – jest moc!
Nemesis - "Obcy" |
Nemesis - figurki graczy |
Od razu napiszę, że po „Nemesisie”
przerzuciłam się już na mniej lub bardziej suche gry, więc teraz więcej o nich.
Wreszcie miałam okazję zagrać w „Century: Korzenny Szlak” czyli grę określaną
mianem zabójcy „Splendora”. Faktycznie widać tu podobieństwa – w „Splendorze”
kupujemy karty z punktami zwycięstwa za klejnoty, a tutaj za przyprawy. Jest
jednak sporo różnic – przyprawy mają różną wartość – kurkuma jest tania, a
cynamon drogi. Silniczek budujemy zbierając karty akcji – pozwalają nam one na
dobieranie przypraw oraz ich zamianę z jednych w drugie. Gra jest bardzo ładnie
wydana, urzekły mnie metalowe monety
(czyli dodatkowe punkty zwycięstwa), duże karty i przyprawy w miseczkach. Grało
mi się przyjemniej niż w „Splendora” i uważam „Century” za świetną grę do
wprowadzania nowych osób w świat planszówek. Jeśli lubicie „Splendora” to
polecam „Century”, a jeśli nie znacie, a szukacie gry o prostych zasadach,
ładnym wykonaniu – idealnej do grania w rodzinie lub jako krótki przerywnik, to
jest to bardzo dobry wybór. Grałam w każdej konfiguracji osób i za każdym razem
było fajnie.
Następnie nadszedł czas na „Orbis” czyli nowość
od Rebela. Jest to gra kafelkowa, w której każdy układa własny wszechświat w
postaci piramidy o podstawie pięciu żetonów, zwięczonej kafelkiem wybranego
boga. Jak to działa? Wybieramy jeden z dostępnych kafli i kładziemy przed sobą.
Kolejne muszą stykać się bokiem z już leżącymi, przy czym na „parterze” nie ma
żadnych zasad, a na wyższych piętrach kafelek danego koloru musi leżeć na dwóch
innych, dołożonych wcześniej, z czego jeden powinien mieć taki sam kolor. Za
kafelki zwykle płacimy kostkami (wyznawcami) w określonych kolorach i jeżeli
chcemy żeby takie miejsce dało nam punkty na koniec gry, to musimy spełnić
dodatkowe wymagania przedstawione na kaflu – np. położyć go w sąsiedztwie
określonych kolorów. Przyznam, że budowanie idealnego świata nie jest łatwe,
ale daje bardzo dużo satysfakcji. Nie zawsze mamy wystarczającą ilość surowców
lub po prostu nie ma dostępnych żetonów, które nas szczególnie interesują i
trzeba kombinować. Gra nie jest długa, też nazwałabym ją „fillerem”, ale
niektórzy potrafią przy niej dużo (czasami za dużo) móżdżyć. Przyznam szczerze,
że o ile wiedziałam, że Rebel wydał taką grę, to nie bardzo wiedziałam co to i
z czym to się je. „Orbis” mnie zachwycił, na pewno trafi do mojej kolekcji, to
budowanie świata jest bardzo wciągające :-) Muszę tylko
dodać, że grałam w trzy lub cztery osoby więc nie wiem jak to chodzi na dwie,
ale moim zdaniem powinno dać radę bez problemu.
Mój układ po pierwszej grze |
Kolejną "nowością" było „Mi pasuje” – stara, bo
wydana w latach osiedziesiątych ubiegłego wieku gra, którą Rebel wprowadził na
polski rynek. Jest to abstrakcyjna gra logiczna, w której gracze układają swoje
żetony z liniami w taki sposób, żeby mieć jak najwięcej nieprzerwanych linii w
jednym kolorze. Każdy kolor ma swoją wartość punktową i na końcu długość linii
mnożymy przez te wartości, otrzymując punkty zwycięstwa. Gra jest losowa, ale
każdy gracz buduje kombinacje z tych samych żetonów więc można obiektywnie
stwierdzić, kto zrobił to najlepiej. Partia jest bardzo krótka i można śmiało
zagrać kilka z rzędu. Przyznaję, że to bardzo przyjemny tytuł, wymaga trochę
kombinowania, aczkolwiek szczęście też ma wpływ na końcowy wynik. Na pewno
chętnie w to jeszcze pogram, bo wciąga bardzo. Tutaj liczba graczy nie ma kompletnie
znaczenia, możemy sobie sami stawiać własny „pasjans”.
Później przyszedł czas na „The Mind” –
absolutny hit Nordconu. Chyba każdy kto przewinął się przez salę z planszówkami
miał okazję w to zagrać. Jest to prościutka gra imprezowa, polegająca na
czytaniu w myślach :-) Zasady są banalne – mamy sto kart ponumerowanych kolejno od jeden do
stu i kilka rund do rozegrania (ich liczba zależy od liczby graczy). W
pierwszej rundzie gracze otrzymują po jednej karcie, w drugiej po dwie i tak
dalej. I co z tymi kartami? – należy je kłaść kolejno od najniższej do
najwyższej. Proste? No proste, jest tylko mały haczyk – nie można rozmawiać :-) Owszem,
można się jakoś komunikować, ale nie wolno w żaden sposób wskazywać, jaka liczba
widnieje na posiadanej karcie (nie ma stukania, rysowania numerków i takich
tam). I tu zaczyna się zabawa, bo okazuje się, że w sumie to da się to zrobić,
aczkolwiek nie jest to łatwe. Każda pomyłka to utrata „życia” (mamy ich kilka na
starcie i możemy zyskać nowe, kończąc kolejne poziomy). Pomocą służą nam też shurikeny
– karty specjalne, których zagranie pozwala każdemu graczowi na odrzucenie
najniższej karty z ręki. „The Mind” wciąga jak bagno, odgłosy wydawane przy
grze i głębokie wpatrywanie się w oczy to podstawa, a zabawa jest cudna. Nie
zliczę ile razy zagrałam, a mój egzemplarz jest już w drodze. To pokazuje, że
czasami mało znaczy wiele, a dobry pomysł jest w cenie. Zachęcam do
spróbowania!
"The Mind" - zdjęcie www.boardgamegeek.com/image/3943451/mind |
Kolejna gra, w którą dane mi było zagrać, to
nowość od Days of Wonder – „The River”. Lekka i stosunkowa krótka eurogra z
mechaniką worker placement. Wykonanie jak zwykle u DoW stoi na wysokim poziomie
i za to ich lubię, bo po prostu przyjemnie gra się w ładne gry. Każdy z graczy
ma swoją planszę z tytułową rzeką i miejscami wzdłuż rzeki na płytki terenu. W
trakcie rozgrywki zdobywamy surowce, które pozwalają nam na wznoszenie budynków
(dają one sporo punktów zwycięstwa) oraz możemy układać płytki wzdłuż rzeki,
najlepiej w taki sposób, aby pomagały nam w rozgrywce i przyniosły bonusy na
koniec. Nie chcę się tu więcej rozpisywać o zasadach, zachęcam do przeczytania
instrukcji, dodam tylko kilka obserwacji. Gra nie jest szczególnie odkrywcza, z
założenia ma wprowadzać graczy w świat euro, zwłaszcza mechaniki worker
placement. Liczba wyborów nie jest zbyt duża, szczególnie przy dwóch graczach,
gdzie jest więcej ograniczeń na planszy. Ciekawe jest to, że im więcej mamy
kafelków wzdłuż rzeki, tym mniej mamy robotników więc trzeba znaleźć równowagę
między rozbudową a stawianiem na akcje. Spróbowałam raz zupełnie zignorować
rzekę, a skupić się tylko na budynkach i skończyło się na drugim miejscu (na
cztery), bo jednak trochę punktów z rozwoju zabrakło. Preferuję cięższe eurogry
więc to nie jest tytuł, który chciałabym mieć, ale dla początkujących czy
rodzin jak najbardziej. Plus za to, że rozgrywka trwa mniej niż godzinę
nawet w pełnym składzie i dlatego jeśli ktoś mnie poprosi o dołączenie do
partyjki, to się na pewno zgodzę.
„Wojownicy Midgardu” to następna gra, do
której miałam przyjemność zasiąść. Jeden minus taki, że zasady poznałam trochę
pobieżnie, przez co moja taktyka była trochę chaotyczna. Chętnie zagrałabym
jeszcze raz, ale przeczytawszy uprzednio zasady. Generalnie jest to kolejny
worker placement oparty o zarządzanie kostkami. Różnokolorowe kostki to nasi
wojownicy (w zalezności od kostki specjalizujący się w róznych broniach),
którymi pokonujemy potwory, a w walce pomagają nam runy, które możemy zakupić.
Gra ma element interakcji negatywnej – możemy podrzucać graczom żetony hańby,
dające punkty ujemne na koniec. Grało mi się przyjemnie, bo kostki są ładne,
ale miałam poczucie, że mam niewiele wyborów, dlatego wolałabym zagrać jeszcze
raz – myślę, że w tej grze kryje się więcej niż mi się udało zobaczyć. Jeśli lubicie eurogry z kostkami, to na pewno
warto się „Wojownikami” zainteresować.
"Wojownicy midgardu" - zdjęcie www.boardgamegeek.com/image/3336144/champions-midgard |
Zagrałam jeszcze w „Amazonki” – imprezową grę
blefu. Lucrum Games, czyli polski wydawca tego tytułu, od dawna nakręcał
atmosferę, jaka to jest świetna gra (zwłaszcza, że od ogłoszenia wydania do
premiery minęło sporo czasu), więc byłam ciekawa czy warto było robić tyle
szumu. Zagrałam kilka razy w składzie od pięciu do siedmiu osób i muszę
powiedzieć, że gra spisała się na piątkę z plusem. Bawiliśmy się świetnie!
Trzeba tylko mieć na uwadze, że to nie jest gra dla każdego – trzeba blefować, a przede
wszystkim trzeba dużo rozmawiać. Jeśli będziemy mechanicznie wykonywali
czynności, to nic z tego nie będzie. W skrócie - w tej grze część graczy wciela
się w Amazonki, a część w Odkrywców, tożsamości są tajne. Zadaniem Odkrywców
jest znalezienie wszystkich skarbów, a Amazonek – powstrzymanie Odkrywców. Każdy z graczy ma kilka kart komnat (co turę jedną mniej), wie jakie ma karty, ale tasuje je
przed wyłożeniem, więc nie wie gdzie co leży. Pierwszy gracz wybiera jednego z
grających i odkrywa jedną z jego kart, następnie ta osoba przejmuje rolę gracza
wybierającego itp. Amazonki wygrają jeśli zostaną odkryte wszystkie pułapki lub
nie zostanie znalezione całe złoto, a Odkrywcy, jak już wspomniałam, wygrają
jeśli znajdą skarb. Jeżeli macie fajne, zgrane towarzystwo, które nie obawia
się kłamać w grze, to kupujcie „Amazonki” śmiało – nie zawiedziecie się.
"Amazonki" - zdjęcie karty Odkrywcy |
W co jeszcze udało się zagrać? We „Wsiąść do
pociągu: Nowy Jork”. Specjalnie się nie interesowałam tą grą wcześniej
(wiedziałam tylko, że wyszła) więc zaskoczona byłam rozmiarem pudełka, które
jest nieporównywalnie mniejsze od podstawki czy dodatków. Jak doczytałam, że
czas gry to piętnaście minut, to już kompletnie byłam zdziwiona. Akurat
trafiłam na osoby, które w żadną z wersji „Pociągów” do tej pory nie grały więc
postanowiłam wypróbować na nich „Nowy Jork”. Zasady gry są niemal identyczne
jak we „Wsiąść do pociągu: USA” widać więc powrót do korzeni. Różnica jest taka,
że dostajemy dodatkowe punkty za połaczenia z/do wskazanych atrakcji
turystycznych. I oczywiście korzystamy z taksówek, nie pociągów! Jeśli ktoś
nigdy nie grał w żadną wersję „Wsiąść do pociągu”, to może wypróbować NYC, żeby
zobaczyć na czym to polega. Z tego, co zaobserwowałam na konwencie, ta gra nie
jest jednak w stanie ani oddać ducha, ani zachęcić tych nowicjuszy do swych
starszych sióstr. Tak naprawdę nie wiem po co to komu, jak dla mnie szkoda na
to pieniędzy i nawet tych 15 minut – zwykłe odcinanie kuponów od sławy.
Kolejna gra, to głośny (nomen omen) ostatnio „Brzdęk!”
czyli tytuł z mechaniką budowania talii. Gracze wcielają się w śmiałków, którzy
zakradają się do legowiska smoka, aby wykraść cenne przedmioty. Oczywiście
podkradać należy się cicho, bo wszelkie hałasy denerwują smoka, a wkurzony smok
może przedwcześnie zakończyć naszą grę. Rozgrywka jest swego rodzaju wyścigiem,
bo im wcześniej wyjdziemy tym większa szansa, że nic nam się nie stanie, ale
ostatecznie wygrywa ten, kto ma na koniec najwięcej punktów (ze skarbów i
zdobytych kart). Przyznam, że mnie ta gra nie porwała tak bardzo jak
niektórych, bo słyszałam wcześniej wiele dobrych opinii. Jedna rozgrywka to pewnie za
mało, ale pierwsze wrażenie było średnie. Ot skradamy się, każdy źle postawiony
krok powoduje wrzucenie kosteczki w naszym kolorze do woreczka. Za każdym razem
gdy smok zaczyna węszyć, odpowiednia liczba kostek jest z tego woreczka losowana
i dostajemy tyle ran ile będzie wyciągniętych sześcianików w naszym kolorze. Czynnik
szczęścia odgrywa tu znaczną rolę, aczkolwiek im bardziej hałasujemy tym więcej
naszych kostek w worku i większe ryzyko. Gra jest bardzo lekka, z lekkim
dreszczykiem emocji przy losowaniu z worka, ale jakoś chyba nie dla mnie.
Polecam przekonać się samemu.
"Brzdęk!" - zdjęcie www.boardgamegeek.com/image/3258662/clank-deck-building-adventure |
I ostatnia gra, którą chciałam opisać, to „NMBR
9” – inne spojrzenie na „Tetrisa” ;-) W pudełku znajdziemy cyfry od 0 do 9
(każdą dwukrotnie na gracza) wykonane z kolorowej, grubej tektury. Jedna osoba
losuje po kolei karty i odczytuje jaką cyfrę należy wyjąc z pudełka. Z
kartoników gracze budują figurę 3D z założeniem, że wszystkie cyfery na poziomie
0 muszą do siebie przylegać, a te kładzione na pierwszym czy kolejnym poziomie
muszą w całości mieścić się na co najmniej dwóch cyfrach leżących niżej. Na
parterze nic nie punktuje, za pierwszy poziom mamy punkty o wartości żetonów,
na drugim mnożone przez dwa itd. Generalnie chodzi o to, żeby zobaczyć, kto z
tych samych cyfr ułoży lepszy (bardziej wartościowy punktowo) model. Ja mam
słabą wyobraźnię przestrzenną więc to nie jest gra dla mnie. Na pewno zasady są
banalne, czas rozgrywki bardzo krótki, a wydanie naprawdę ładne – jakoś chce
się zagrać, jak się patrzy na te cyferki w pudełku. Problem w tym, że na nikim
ta gra nie zrobiła szczególnego wrażenia. Z racji czasu trwania rozgrywki mogę
w to zagrać gdy ktoś zaproponuje, nawet chętnie, ale sama sobie jej nie
zakupię.
I tyle mojego wpisu, jako że powstawał kilka
dni, to w trakcie zdążyłam zakupić dla siebie „Orbis” i „The Mind”, a w planach
mam też „Century”. Swoją drogą – może coś ciekawego znajdę pod choinką? W końcu
zaraz Święta! :-)
Bardzo interesujący artykuł. Opis gry też bardzo wciągający. Ciekawe jednak czy sama gra jest przyjemnością?
OdpowiedzUsuńWszystkie planszóweczki extra, jest w czym wybierać :)
OdpowiedzUsuńFajne zestawienie, dużo propozycji zebranych w jednym miejscu :)
OdpowiedzUsuńFajne planszówy. Na dzien dziecka jak znalazł. Co prawda raczej dla starszych dzieci.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że młodzież teraz woli siedzieć przy komórkach/tabletach niż grać w planszówki. Pamiętam jak w dzieciństwie wraz ze znajomymi spędzałam wiele godzin grając właśnie choćby w monopoly :)
OdpowiedzUsuńSkuszona twoją pozytywną recenzją zagrałabym w The Mind :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie pisałaś o grach planszowych i dobrze się to czyta. Szkoda, że zarzuciłaś prowadzenie tego bloga, mam nadzieję, że chociaż nadal gra w planszówki. Jeśli tak to może przydadzą Ci się rzetelne Recenzje Gier Planszowych Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWhere to play poker with a credit card on the casino floor
OdpowiedzUsuńThe first casino to offer 파주 출장마사지 a credit card 남양주 출장안마 on 경상남도 출장샵 the casino floor, Caesars Poker, has a Caesars 포항 출장안마 Rewards card. There are two 여주 출장안마 options,
Инстраграмм являться самой популярной площадкой для продвижения своего бизнеса. Но, как показывает практика, люди гораздо чаще подписываются на профили в которых уже достаточное количество подписчиков. Если заниматься продвижение своими силами, потратить на это вы можете очень много времени, поэтому гораздо лучше обратиться к спецам из Krutiminst.ru на сайт http://moj.webservis.ru/forums/profile.php?action=show&member=2786
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe gry planszowe. Nigdy wcześniej o nich nie słyszałem.
OdpowiedzUsuńYour car could be stolen if you don't remember this!
OdpowiedzUsuńImagine that your vehicle was taken! When you visit the police, they inquire about a particular "VIN lookup"
A VIN decoder is what?
Similar to a passport, the "VIN decoder" allows you to find out the date of the car's birth and the identity of its "parent"( manufacturing plant). Additionally, you can find:
1.The type of engine
2.Model of a vehicle
3.The limitations of the DMV
4.Number of drivers in this vehicle
You'll be able to locate the car, and keeping in mind the code ensures your safety. The code can be viewed in the online database. The VIN is situated on various parts of the car to make it harder for thieves to steal, such as the first person's seat on the floor, the frame (often in trucks and SUVs), the spar, and other areas.
What happens if the VIN is intentionally harmed?
There are numerous circumstances that can result in VIN damage, but failing to have one will have unpleasant repercussions because it is illegal to intentionally harm a VIN in order to avoid going to jail or the police. You could receive a fine of up to 80,000 rubles or spend two years in prison. You might be stopped by an instructor on the road.
Conclusion.
The VIN decoder may help to save your car from theft. But where can you check the car reality? This is why we exist– VIN decoders!
Uwielbiam twoje wpisy. Bardzo mi się podobają.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, żałuję, że nie trafiłem na niego wcześniej.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry blog, widać, że robisz to z pasją!
OdpowiedzUsuńA co sądzisz o catanie? Albo o eksplodujących kotkach?
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga!
OdpowiedzUsuńTo świetny pomysł spędzenia czasu razem z rodziną! Planszówki to doskonały sposób na integrację i wspólne rozrywki, a Dzień Dziecka to doskonała okazja, by celebrować tę radosną atmosferę.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńTo naprawdę wspaniały pomysł, który pozwoli wam cieszyć się czasem spędzonym razem jako rodzina. Takie chwile tworzą niezapomniane wspomnienia i wzmacniają więzi rodzinne.
Szkoda, że młodzież teraz często wolniej spędza czas przy komórkach i tabletach niż grając w tradycyjne planszówki. Gra w gry planszowe może być świetną okazją do budowania relacji, rozwijania umiejętności społecznych i spędzania czasu w sposób aktywny i kreatywny.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńBardzo dobry blog, widać, że robisz to z pasją! Twoje zaangażowanie i entuzjazm przekładają się na wysoką jakość treści, która jest inspirująca i wartościowa dla czytelników.
Opis gry może być bardzo wciągający, jednak kluczowe jest doświadczenie samej rozgrywki, aby ocenić jej przyjemność i wartość. Czasami opisy mogą być zwodnicze, dlatego warto osobiście wypróbować grę, aby sprawdzić, czy spełnia oczekiwania i dostarcza prawdziwą rozrywkę.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńTo świetny pomysł, aby spędzić czas razem z rodziną, tworząc wyjątkowe wspomnienia i zbliżając się do siebie. Wspólne aktywności mogą wzmacniać więzi rodzinne i sprawić, że każdy moment staje się wyjątkowy i pełen radości. Nie ma nic cenniejszego niż wspólne chwile spędzone z najbliższymi, które mogą być fundamentem szczęśliwej i harmonijnej rodziny.
OdpowiedzUsuńSuper pomysł, aby spędzić czas razem z rodziną, ponieważ buduje to silne więzi rodzinne i tworzy wspomnienia, które pozostaną na długie lata. Wspólne aktywności, takie jak wycieczki, gry planszowe czy wspólne gotowanie, umożliwiają lepsze poznanie się nawzajem i wspólne celebrowanie chwil spędzonych razem. Taki czas jest również doskonałą okazją do odprężenia się i odcięcia od codziennych obowiązków, co przyczynia się do poprawy ogólnego samopoczucia każdego członka rodziny.
Twój blog jest naprawdę świetny! Widzę, że tworzysz go z pasją, co sprawia, że czytanie jest prawdziwą przyjemnością. Gratulacje za zaangażowanie i wysiłek w dostarczanie wartościowej treści!
OdpowiedzUsuńŚwietnie prowadzisz tego bloga! Twój sposób pisania przyciąga czytelników, a wartościowe treści sprawiają, że chętnie do niego wracam w poszukiwaniu inspiracji i nowych informacji.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba sposób w jaki prowadzisz bloga.
OdpowiedzUsuńSuper, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej wpisów!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł!
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł, czekam na więcej
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe! :)
OdpowiedzUsuńKonwentowe-krociaki to sympatyczne, pluszowe maskotki o unikalnych wzorach, które zyskały popularność na konwentach fanów popkultury. Każdy krociak jest ręcznie robiony z dbałością o szczegóły, co sprawia, że każdy egzemplarz jest wyjątkowy. Są one doskonałym upominkiem dla miłośników rękodzieła oraz kolekcjonerów unikalnych gadżetów.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany tekst, który naprawdę dał mi do myślenia! Liczę na więcej takich wartościowych treści.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe
OdpowiedzUsuńDzięki za ten post, fajnie, że poruszasz takie tematy. Masz bardzo przyjazny styl, na pewno będę zaglądać częściej! Dobra robota!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy temat, cieszę się, że go poruszyłeś! Masz lekki styl, więc czytało się to z przyjemnością. Na pewno wrócę po więcej!
OdpowiedzUsuńFajny wpis, zdecydowanie trafił w mój gust! Czekam na więcej takich artykułów.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis!
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł, naprawdę dobrze napisany i przyjemny w odbiorze. Uwielbiam, kiedy trudne tematy są przedstawiane w tak przystępny sposób. Na pewno jeszcze tu zajrzę!